Stary dowcip z lat komunizmu. Absolwenci z wyższych uczelni są na obozie wojskowym i mają zajęcia z taktyki w terenie. Kapitan prowadzący zajęcia zadaje pytanie: „Co należy zrobić, aby zająć pozycje pod kępą drzew po drugiej stronie rzeki i móc rano przystąpić do ataku na okopy wroga?” Padają różne propozycje, a wreszcie jeden proponuje: „Należy wydać rozkaz <Zbiórka na drugim brzegu rzeki za godzinę! Wykonać!>” Kapitan patrzy na niego przez chwilę i wreszcie stwierdza: „Widzę, że podchorąży pracuje w komisji planowania…”
Dowcip odzwierciedla dobrze pewien typ myślenia, który ciągle obecny jest w lewicowym oglądzie świata i propozycjach rozwiązywania problemów tegoż świata. Rzecz cała przypomniała mnie się po raz kolejny, gdy czytałem artykuł o wzroście gospodarczym w Hiszpanii i decyzjach socjalistycznego rządu mających spowodować przyspieszenie mizernego tempa wzrostu PKB. Otóż premier Zapatero zwołał konferencję szefów wielkich korporacji. Niemal jak w komunizmie, gdzie w równie starym dowcipie pytano: „Co się zbiera, gdy jest nieurodzaj?” A odpowiedź brzmiała: „Zbiera się Biuro Polityczne…”
Ale to nie koniec. Premier Hiszpanii dumnie oświadczył, że zostanie powołana Narodowa Komisja Konkurencyjności, która przedyskutuje problemy i przygotuje odpowiednie rekomendacje. Zasada, że jak chce się coś zrobić, to należy powołać komisję jest dobrze znanym odruchem polityków. Tylko czy wzrost konkurencyjności zależy od powołania komisji do spraw konkurencyjności? Odpowiedź brzmi jednoznacznie: NIE.
Jedną z dróg wzrostu konkurencyjności jest deregulacja gospodarki. A tymczasem według rocznika Doing Business Banku Światowego założenie nowej firmy w Hiszpanii trwa średnio 3 razy dłużej niż w krajach OECD, wymaga do jej zarejestrowania prawie dwukrotnie większej liczby procedur i trzy razy wyższej opłaty. Wiele innych regulacji, np. rynku pracy jest w Hiszpanii bardziej uciążliwych niż gdzie indziej w krajach wysoko rozwiniętych.
Tworzenie biurokratycznych struktur połączonych z wydatkowaniem pieniędzy państwowych (czytaj: podatników!) jest receptą na niepowodzenie, a nie na sukces. Takim niepowodzeniem zakończył się np. ukochany projekt Komisji Europejskiej, tzw. Strategia Lizbońska, w wyniku której Europa miała „dogonić i przegonić” Stany pod względem innowacyjności (kluczowego elementu konkurencyjności). Projekt okazał się fikcją, chociaż dobrzy uczniowie tacy, jak właśnie Hiszpania premiera Zapatero rzeczywiście zaczęli wydawać więcej państwowych pieniędzy na B+R.
Tyle, że innowacje realizowane są przez biznes, a to już nie zależy od wydatków państwowych na prace badawcze i rozwojowe. Wręcz przeciwnie, ich wzrost może nawet zaszkodzić firmom! Większe pieniądze w uczelniach i państwowych instytutach mogą odciągnąć część naukowców i inżynierów z firm od prac aplikacyjnych i przyciągnąć ich do prac badawczych w jednostkach publicznych, których działalność nieporównanie rzadziej kończy się wynalazkiem, nie mówiąc już o przekształceniu wynalazku w innowację.
Uwalniać należy ludzką przedsiębiorczość i innowacyjność, a nie tworzyć kolejne biurokracje i wyrzucać garściami publiczne pieniądze. Mniej regulacji, mniej biurokracji i mniej podatków, a konkurencyjność sama zadba o siebie (bo ludzie będą mieć silniejsze bodźce). Ale takie myślenie jest wielce odległe od sposobu myślenia lewicowego (a także i prawicowego) majsterkowicza…