Znów narażę się wszystkim, czego interesujące efekty obserwowałem przez ponad 10 lat i trzy kolejne rządy oraz trzy opcje polityczne. Mianowicie, w telewizji publicznej istniał (istnieje?) program zwany „Plus/Minus”. Przez wiele lat rozmowy do tej audycji przeprowadzała ta sama redaktorka. I tak się jakoś składało, że trafiała do mnie jako do owego Minusa, gdyż opinię na Plus, pozytywnie oceniająca jakiś pomysł ówczesnego rządu, było jej znacznie łatwiej zdobyć. Więc kiedy słyszałem w słuchawce głos pani redaktor pytałem ze śmiechem w głosie: „Jako Minus?” i słyszałem w odpowiedzi poważne: ”Oczywiście”…
Zacznę od tego, że nie jestem usatysfakcjonowany wypowiedziami przedstawicieli rządu w tej sprawie. Zgadzam się z prof. Balcerowiczem i innymi krytykami rządu, że w sprawach o długookresowym znaczeniu zmiany muszą być dokonywane rzadko, w sposób jednoznaczny i zrozumiały dla osób, których zmieniany program dotyczy. Tymczasem, wbrew oficjalnym zapewnieniom, rządowe propozycje zmieniają warunki społecznego kontraktu.
Inaczej rozłożone zostało ryzyko, jakie ponosić będą po zmianach przyszli emeryci-uczestnicy drugiego filara. Nie jest bowiem tak, jak to zapewniał wszystkich Premier, że nie występuje żadne ryzyko, bo zobowiązania zostaną zapisane na koncie w ZUS dla każdego uczestnika i za lat 15-20-25 każdy otrzyma te pieniądze.
Takie postawienie sprawy sugeruje, że przyszłe pieniądze, które przyjdą z ZUS nie są obarczone żadnym ryzykiem, a ryzyko istnieje tylko w odniesieniu do pieniędzy w OFE (będzie większy lub mniejszy zysk z inwestycji, bądź nawet pojawić się może strata). Otóż – jak słusznie podkreślają w jednym z artykułów współtwórcy reformy – istnieje ryzyko biznesowe w OFE i ryzyko polityczne w ZUS. Politycy za lat 15-20-25 mogą stanąć przed problemem „pustej kasy” (z winy własnej lub swoich poprzedników) i kontrakt trzeba będzie jeszcze raz zmienić (na mniej korzystny). To jest owo ryzyko polityczne, które istnieje w odniesieniu do k a ż d e g o zobowiązania politycznego (o czym n i e mówi rząd).
Ale, niestety, krytycy rządu nie chcą z kolei zauważyć, że program II filara zakładał, że współczesna generacja pracobiorców będzie w stanie sfinansować i bieżące emerytury ze swoich składek, i jednocześnie wesprzeć przyszły system emerytalny (gdy pracujących będzie o tyle mniej) dodatkowym zasilaniem OFE. Twórcy reformy zbyt optymistycznie potraktowali możliwości tej generacji pracobiorców, być może dlatego, że kończyli reformę w piątym roku wysokiego wzrostu PKB (w granicach 4,8-7,0% rocznie), nie zakładając żadnych recesji ani spowolnień. Tymczasem problemy pojawiły się w latach 2001-02 i ponownie obecnie.
Wpłaty z budżetu do OFE stanowiły, według artykułu reformatorów w Rzeczpospolitej” 0,64% PKB w 1999r.,na starcie, ale już 2,8% w 2009r. i 2,3% w 2010r. To są bardzo poważne obciążenia budżetu (będącego w głębokim deficycie także z innych przyczyn), zresztą nie tylko w latach recesji. Ponadto, zasilanie OFE traktowane jest jak wydatki publiczne i podwyższa deficyt budżetowy. Stąd sensowna skądinąd wcześniejsza formuła przeniesienia pieniędzy na obligatoryjne zakupy obligacji przez OFE do ZUS; uległa ona – jak się zdaje – niekorzystnej modyfikacji. Innymi słowy, problem zostanie zapewne rozwiązany w nienajlepszy sposób, nienajlepiej zaprezentowany zainteresowanym, ku ogólnemu niezadowoleniu każdej ze stron. Czyli wyjdzie, jak zawsze…