Istniała – kiedyś, niestety! – anglosaska formuła o czym i jak można pisać. Istniał też pogląd, że dziennikarz rzetelnie relacjonuje i ocenia, ale nie kibicuje komukolwiek. Jest to niestety pełna czaru przeszłość. Nawet w świecie anglosaskim. Weźmy taki Financial Times i jego stosunek do amerykańskiej gospodarki i polityki. Czytając tę gazetę, ma się wrażenie, że czyta się materiały propagandowe przysyłane do redakcji ze sztabu wyborczego Obamy i Demokratów.
26 kwietnia b.r. całą stronę poświęcono Republikanom – w odpowiednim tonie, rzecz jasna, z podtytułem: „Po zmarginalizowaniu umiarkowanych (polityków) konserwatyści kontrolujący Republikanów prowadzą krucjatę w celu powrotu do Białego Domu i przejęcia Senatu. Po to, by ściąć podatki i rozwalić programy, które dostarczają opieki zdrowotnej ludziom ubogim i starym.”
Wydawało by się, że regularne wybory służą konkurencji partii i idei. Po to się uczestniczy w wyborach, by je wygrać i zdobyć większość. Najwyraźniej FT kibicuje Obamie i Demokratom, skoro normalną walkę o zwycięstwo nazwał „krucjatą”. Ale istnieje jeszcze różnica między kibicem i kibolem. Kibic popiera, ale jest w stanie ocenić zdobytą pięknym strzałem bramkę przez zawodnika przeciwnej drużyny. Kibol już nie. Będzie kląć, wygrażać i wymyślać przeciwnikom od najgorszych.
I to właśnie robią kibolskie media. Co bowiem znaczy cytowany podtytuł, że Republikanie po to chcą wygrać wybory, żeby zabrać pieniądze ludziom biednym i starym? Oznacza, że Republikanie są nie tylko niemoralni (chcą zabierać biednym), ale i bezrozumni! Biedniejszych jest – nawet w bogatym kraju – więcej niż zamożnych. Jeśliby, więc, program Republikanów naprawdę głosił takie cele, to oznaczałby, że Republikanie wybory muszą przegrać.
I to jest właśnie dziennikarskie kibolstwo. Republikanie mówią co innego. Cięcia socjalne nieuchronne są w całym świecie zachodnim, nie tylko w USA (nas to też czeka). I przedstawiają formułę, która ich zdaniem minimalizuje negatywne skutki n i e z b ę d n y c h ograniczeń. Poza tym mają – moim zdaniem – znacznie lepszy program działań propodażowych zamiast subsydiów i regulacji realizowanych przez majsterkowiczów z obozu Obamy i Demokratów.
Kibolstwo obserwujemy w przypadku mediów i dziennikarzy po obu stronach politycznego spektrum. Czasem zresztą np. obie strony zgodnie „wsiadają” na liberalne centrum i z zapamiętaniem oskarżają jakieś koncepcje ekonomiczne – przeszłe i proponowane na przyszłość – o „neoliberalizm”. Mało kto pokusił się odróżnić klasyczny liberalizm (ten mniej zły) i „neoliberalizm” (ten najgorszy). Mój kolega, który wrócił do Polski po 33. latach w Australii, a więc przez pół życia żył – wedle popularnych wyobrażeń – głową na dół, z trudem wraca do życia głową do góry. I nie pomagają mu w tym dziennikarscy i naukowi kibole paplający z pogardą o tym najgorszym „neoliberalizmie”. Jaki neoliberalizm, z wydatkami publicznymi około połowy wytworzonego bogactwa (czyli PKB)? – dziwi się stary profesor i zastanawia się, kto na naszej, północnej półkuli chodzi głową na dół…
Kibolstwo w czystym składniku ujrzałem też ostatnio w Naszym Dzienniku po pierwszych pyskówkach (bo nie dyskusjach przecież!) o wydłużeniu wieku przechodzenia na emeryturę. „Praca aż po grób” – brzmiał tytuł na pierwszej stronie gazety walczącej (czy może raczej: warczącej) o prawdę. Nie przeceniam poziomu intelektualnego redaktorów ND, ale wychodzę z założenia, że liczyć w zakresie czterech działań potrafią. Kobieta, przechodząc dziś na emeryturę w wieku 67. lat, miałaby przed sobą 14 lat życia na emeryturze (średni okres dożycia kobiet wynosi bowiem 81 lat). Ponadto, według propozycji zmian, w wieku 67. lat kobiety przechodzić będą dopiero za lat około 30! A wówczas, według demograficznych projekcji, kobiety będą średnio dożywać 90. lat. Mniej kibolstwa, więcej przyzwoitości i rozsądku proszę – wszystkich: od FT-ecji do ND-cji…