Nie idzie tu, rzecz jasna, o podkreślenie mocarności tych, którzy wypowiadają się o perspektywach wzrostu gospodarczego świata zachodniego, lecz raczej ich jednostronnego spojrzenia. Tak wypowiedzi, jak i raporty uderzają swoistym dostrzeganiem tylko części rzeczywistych problemów. Jakby ich autorzy, jak mitologiczni cyklopi, mieli tylko po j e d n y m oku i – z braku drugiego – nie byli w stanie dostrzec innych problemów i ich wpływu na ocenianą sytuację.
Oczywiście, dostrzec trzeba różnice poglądów. Dla keynesistów (i majsterkowiczów w ogólności) wielkie deficyty budżetowe nie stanowią poważnego problemu. Jeden z raportów MFW ocenia poziom długu publicznego Zachodu na ponad 90% PKB i proponuje działania zmniejszające ten dług do 60% PKB rozłożone na … 20 lat. Nie zastanawiając się nad tym, k t o sfinansuje te długi do 2030r. Rynki finansowe na długo przed tym terminem odmówiłyby zapewne finansowania deficytów budżetowych, co wywołałoby faktyczne bankructwo. Moim zdaniem, aby przekonać się o tym, nie będziemy musieli czekać do 2030r…
Ale zdumiewa autora felietonu niemal zupełne pomijanie skutków niesłychanie wysokich wydatków publicznych dla wzrostu gospodarczego, o który tak troszczą się ponoć politycy, analitycy i funkcjonariusze Funduszu. Wszyscy podkreślają dług publiczny i deficyt budżetowy, jak by to były j e d y n e problemy do rozwiązania. Załóżmy bowiem, że rządy okażą polityczną odwagę i podniosą podatki. Czy to poprawi sytuację, bo dług publiczny przestanie rosnąć? Moja odpowiedź brzmi jednoznacznie: NIE!
Tym drugim okiem patrzeć bowiem należy na inny, ogromnie ważny wskaźnik, mianowicie na relację wydatki publiczne/PKB. Im niższa jest ta relacja, tym większa przestrzeń powstaje dla dynamicznego wzrostu gospodarczego. Tzw. azjatyckie tygrysy (Hongkong, Tajwan, Korea Płd. i Singapur, miały przez dziesięciolecia swego fenomenalnego wzrostu gospodarczego wydatki publiczne na poziomie 15-25% PKB. A coraz liczniejsze badania wskazują na ujemną korelację poziomu wydatków publicznych i tempa wzrostu gospodarczego. W Europie Zachodniej przez cztery powojenne dekady: 1950-90, relacja wydatków publicznych do PKB rosła, a tempo wzrostu gospodarczego malało. Badania dla krajów rozwijających się przynoszą podobne, a nawet silniejsze zależności.
Dlatego, jeśli świat zachodni chce naprawdę wyjść z kryzysu, należy dobrze rozumieć jego przyczyny. Kryzys finansowy był tylko ostatnią kroplą, która przelała dzban – już pełny w związku z tym, że wydatki publiczne przekroczyły w większości tych krajów p o ł o w ę P K B. To ten garb był i jest główną przyczyną niskiego tempa wzrostu gospodarczego.
A skoro to nie tyle dług publiczny, ile antybodźce do pracy, zarabiania, oszczędzania i inwestowania zniechęcają i przedsiębiorców, i pracobiorców, to mamy też wskazówkę, jak postępować z deficytem publicznym. Inne badania wskazują wyraźnie, że zrównoważenie gospodarki wymaga cięcia w y d a t k ó w, a nie zwiększania podatków. Te ostatnie zrównoważą wprawdzie dochody z wydatkami, ale kosztem dalszego powiększania relacji wydatki publiczne/PKB i w efekcie jeszcze wolniejszego wzrostu lub stagnacji (do której już teraz niedaleko!). Tak więc, szersze spojrzenie daje inny obraz i i inne recepty, najwyraźniej niedostępne cyklopom. Drugie oko potrzebne od zaraz!